poniedziałek, 12 października 2009

Jeszcze o Kościele.

Postanowiliśmy z Asią dodać jeszcze troszkę informacji o naszym kościele i zamieścić kilka zdjęć, bo warto. Tekst który przeczytacie jest zaczerpnięty z dokumentu „Plan rozwoju miejscowości Dębe Wielkie” zapraszam na minutkę historii.


Zamysł budowy kościoła powstał prawdopodobnie w 1900 r. Dębe należało wówczas do parafii Mińsk -Mazowiecki. Odległość dzieląca te miejscowości stanowiła utrudnienie w tamtych czasach, gdyż podstawowym sposobem przemieszczania się były wędrówki piesze. Ci, którzy nie posiadali konia z wozem, a takich była większość, zmuszeni byli chodzić pieszo na nabożeństwa. Dzieci uczęszczające na naukę katechizmu, codziennie biegały boso, poboczami szabrowanej szosy z tłucznia kamiennego, raniąc nogi na ostrych odpryskach, by dotrzeć do kościoła. W godzinach popołudniowych i przedwieczornych, oderwane od pracy pomocniczej przy rodzicach w polu, czy też obejściu, musiały one pokonać tam i z powrotem odległość około 20-stu km.
"Dębe wraz z wioskami, które przyłączyły się do budowy kościoła i tworzenia nowej parafii, liczyło wówczas około 2 tysięcy ludzi. Biorąc pod uwagę niski stan zamożności tych ludzi z powodu słabych gruntów, można bez przesady powiedzieć, że był to wyczyn wprost heroiczny. W 1903 roku rozpoczęto budowę. Plac i 6 morgów ziemi, przekazał na rzecz kościoła właściciel dworu Dębe, pan Władysław Tabiszewski. Na przygotowany teren pod budowę, ze wszystkich stron zaczęły nadjeżdżać wozy konne wyładowane kamieniami. Niektóre z nich były tak duże, że na furmankę dało się załadować trzy, dwa, a nawet tylko jeden kamień. Prostokątne bloki granitowe w fundamencie, zostały wyrobione z tychże kamieni na miejscu. Równocześnie z kamieniami pojawiły się pierwsze wozy z cegłą. Na zamówienie kierownictwa budowy, cegielnia w Kawęczynie przez długi okres czasu produkowała cegłę wysokiej jakości jak też różnych kształtów wyłącznie na potrzeby budowy kościoła w Dębem. Od tej pory we wsi powstał niebywały ruch. Dziesiątki wozów zwoziły materiały budowlane. Przybywały grupy cieśli, murarzy, stolarzy i różnego rodzaju fachowców z obcych stron.
Miejscowi ludzie, poza normalną pracą w polu i gospodarstwie, każdą wolną chwilę poświęcali pomocy przy budowie kościoła. Entuzjazm był wielki. Pracował każdy, kto tylko nadawał się do tego, nie wyłączając młodocianych. Bardzo uciążliwy okazał się transport cegły. Duża odległość cegielni od miejsca budowy, źle utrzymana wyboista szosa z tzw szabru, była trudna do pokonania dla żelaznych wozów konnych. Dla przykładu należy zaznaczyć, że niektórzy ofiarni gospodarze poniszczyli po dwa wozy, a nierzadko i konia w czasie zwożenia cegły. Równocześnie zwożono drzewo z lasu rudzkiego z majątku hrabiego Starzeńskiego.
Wraz z murami rosło rusztowanie. Szczególną uwagę poświęcono konstrukcji mocnych schodów wewnątrz rusztowania. One to stanowiły podstawowy sposób transportu do góry, Wszystkich potrzebnych materiałów. Ludzi wnoszących cegłę na plecach, nazywano koźlarzami, jako że drewniana konstrukcja dopasowana do pleców z ładunkiem cegły, nazywała się kozłem. Przeciętny ładunek kozła, wynosił od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu cegieł. W wyniku rzetelnej pracy dziesiątków ludzi, powoli zaczęły wyłaniać się na fundamentach ściany kościoła, a wraz z nimi rosły rusztowania. Teraz wysiłek stawał się zauważalny, co było niewidoczne w czasie budowy fundamentów.
Wieczorem, po skończonej pracy w polu wiele ludzi mimo zmęczenia szło zobaczyć postępy w budowie. Każdego dnia przybywało kilka stopni, toteż widok z rusztowania stawał się coraz ciekawszy, bardziej rozległy. W końcowej fazie budowy, rusztowanie sięgało powyżej czubka krzyża na głównej wieży. Po rozebraniu rusztowań ukazał się piękny kościół w stylu gotyckim, zbudowany z mocnej czerwonej cegły. Budowniczowie nowej parafii mogli być naprawdę dumni z osiągniętego sukcesu.
Wykończenie i wyposażenie wnętrza, wymagało nie mniej nakładów finansowych i pracy niż dotychczas. Zakupiono dzwony wysokiej jakości. Sprowadzono kosztowne i trudne wówczas do transportu organy. Wiadomo, że jest to tylko połowa całości tego typu organów. Podobnych obrazów drogi krzyżowej, jakie posiada kościół w Dębem, trudno znaleźć. Fundowane były przez poszczególne rodziny. Straciły one na wartości przez niewłaściwe ich odnowienie. Podobnie żyrandole, które zostały ogołocone z ozdób kryształowych w czasie instalacji światła elektrycznego.
Obecnie kościół ma 103 lata. Przetrwał dwie wojny światowe. W czasie pierwszej wojny przemieszczające się wojska najeźdźców, przetrzymywały wewnątrz konie. Niemcy zrabowali dwa dzwony, największy i średni. W czasie międzywojennym tylko ten pozostały najmniejszy spełniał swe zadanie. Ale w spokojne dni słychać go było w promieniu siedmiu kilometrów. Podczas drugiej wojny Niemcy zabrali i ten ostatni. Po zakończeniu działań wojennych zakupione zostały te, które są do dzisiaj. Ale one nie są w stanie dorównać poprzednim. W 1939 roku w nocy z 3-go na 4-go września w czasie pierwszego bombardowania Dębego w Kościele wypadło 110 szyb, a po zakończeniu działań niewiele ich pozostało. W czasie okupacji udało się kupić tzw. szkło mrożone kolorze brudnej żółcieni, co bardzo przyciemniło wnętrze Kościoła. W 1944 roku w czasie przejścia drugiego frontu, pociski artyleryjskie uszkodziły wieżę i dach. Pobieżnie dokonana wówczas naprawa nie zabezpieczała dostatecznie budowli. W dodatku nieprzepuszczalne gliniaste podłoże, stwarzało zagrożenie dla fundamentów. O tym wiadomo było już od dawna. Ale dopiero ostatni ks. proboszcz po przybyciu do Parafii zauważył, że tak ważnymi dla budynku elementami jakimi są fundamenty i dach, należy natychmiast zająć się ich zabezpieczeniem.





 


 

 




Więcej zdjęć możecie obejrzeć w galerii.

Tyle o kościele a ja dodam że bardzo się cieszę że poznałem Eugenię , Krzysztofa z Jagodą, Helenę z rodziną, Jacka z rodziną a przede wszystkim Asię z którą do dnia odwiedzin znaliśmy się tylko przez internet. Usłyszałem wiele historii z życia Eugenii z czasów jej młodości z czasów wojny, Powstania Warszawskiego. Były też wspomnienia innych krewnych, które przybliżyły historię rodziny.


Bogdan.

Brak komentarzy:

"Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci" Wisława Szymborska